Będę go opiekował się nim tak długo, jak mi pozwoli

Będę go opiekował się nim tak długo, jak mi pozwoli
Imgorthand / iStock

Tak, jestem tą mamą, tą, która pozostaje po opuszczeniu przed K, stojąc w łazience, podczas gdy jej syn myje ręce, wyciągając dla niego papierowy ręcznik, zakręcając wodę i upewniając się, że wszystko umył mydło z jego słodkich rączek.

Jestem mamą, która odprowadza go do stołu śniadaniowego i mówi mu, co podają, chociaż jest to całkowicie oczywiste. Wszystkie inne dzieci już siedzą i jedzą, nalewając własne płatki i mleko lub prosząc nauczyciela o pomoc.

Jestem tą mamą, która rozkłada styropianową miskę, plastikową łyżkę i złożoną serwetkę dla swojego syna, a potem prowadzi rękę po pojemniku na płatki i pomaga mu nalewać. Jestem mamą, która kuca obok niego przez kilka minut, kiedy je, pytając go, czego nie może się doczekać dzisiejszego zajęcia w szkole i rozmawiając o tym, co zrobimy, kiedy go odbiorę.

Jestem mamą, która zostaje tak długo, jak chce, dopóki nie będzie gotów się pożegnać. Kiedy mówi mi, żebym nie szła, opieram czoło o jego i mówię mu, że łączymy razem nasze myśli – że ilekroć o mnie pomyśli, ja też o nim pomyślę.

Jestem mamą, która otula go pocałunkami i uściskami, obiecując, że będą go trzymać przez cały ranek, nawet po wyjściu. Jestem ostatnim rodzicem, który został w przedszkolu. Wszyscy pozostali rodzice odeszli, uciekając wkrótce po tym, jak wyprowadzili swoje dzieci przez drzwi.

Jutro wyjadę trochę wcześniej. Jutro wyjdę po umyciu rąk i pozwolę mu zapytać nauczyciel o pomoc przy śniadaniu, jeśli tego potrzebuje. Jutro zobaczę, czy pozwoli mi wstać na zewnątrz drzwi łazienki, kiedy myje ręce.

A może nie. Może moja rutyna opiekowania się nim w szkole potrwa jeszcze kilka tygodni lub miesięcy. Może zrobię to w jakimś kształcie lub formie do końca roku szkolnego.

Rzecz w tym, że mnie to nie obchodzi. Nie muszę tego śledzić. Nie muszę wprowadzać żadnych drastycznych zmian ani decydować, że pewnego dnia cofnę się o krok i upewnię się, że nauczy się być niezależny.

To się stanie. Pewnego dnia zdecyduje, że chce wszystko zrobić sam. W końcu przyjdzie na zajęcia i zacznie rozmawiać z przyjacielem, zapominając, że w ogóle tam jestem.

Zanim się zorientuję, będzie taki jak mój 9-latek, który czasami nadal pozwala mi całować go po podwiezieniu, ale ociera moje pocałunki, gdy biegnie na asfalt na poranny skład.

Skończyłem przepraszać za opiekę nad moim synem. Porównuję mojego syna z innymi dziećmi i rodzicami w przedszkolu, na placu zabaw, w sklepie spożywczym, w mediach społecznościowych lub gdziekolwiek indziej. Będzie tylko taki mały przez tak długi czas i tylko on i ja wiemy, kiedy nadejdzie czas na zakończenie całego „dziecka”.

Jesteśmy w trakcie naszego własnego tańca z matką i dzieckiem. Czasami tańczymy tak blisko, dotykamy. Czasami jeden z nas odpływa delikatnie, odpływa do własnego świata, a następnie na chwilę wraca, zanim znów się zakręci.

Tylko on i ja znamy kroki, chociaż przez większość czasu je wymyślamy, tańcząc instynktownie, kierując się miłością.

Rzeczy, które robię dla mojego syna, dają mu pociechę i dlaczego nie miałbym mu tego dać? Sprawiają, że jego codzienne rozstanie ze mną, do którego wciąż się przyzwyczaja, jest o wiele spokojniejsze i łatwiejsze.

Świat może być czasami duży i przerażający i być może dlatego niektórzy rodzice odczuwają potrzebę jak najwcześniejszego doprowadzenia swoich dzieci do niezależności. Ale właśnie dlatego chcę mu zapewnić wygodę bliskości tak długo, jak tylko mogę.

Wiem, że mógłbym popchnąć syna dalej, szybciej, bez żadnych uszkodzeń. Ale wolę działać powoli bez innych powodów niż ja, a on tego chce.

Ponieważ zanim się zorientuję, nie będzie już chciał. I będę za tym tęsknił z całego serca.