Czego nauczyłem się od mojej matki o rodzicielstwie

vintage-photo-of-girl

Są ludzie, którzy mają te „WWJD?” naklejki na zderzaki z tyłu ich samochodów, proszące ludzi o zastanowienie się, „Co by zrobił Jezus?” gdy podejmują ważne i małe decyzje w życiu codziennym. Niektórzy zmienili to na „Co by zrobiła Oprah?” wiele osób zatrzymuje się i zastanawia się, „Co zrobiłaby mama”, gdy zostaną rodzicami i znajdują się teraz w pięknej, przerażającej i uprzywilejowanej pozycji wychowywania małych ludzi. Te matki przypominają sobie sposoby, w jakie wychowywały je ich własne matki – sposób, w jaki robiły wszystko, od bólu kolan ze skóry po złamane serca, lub ilość cierpliwości, jaką wykazali, odpowiadając na niezliczone małe pytania dotyczące gwiazd, pory snu i warzyw; ile łaski okazali, odpowiadając na ważniejsze pytania dotyczące rzeczy takich jak ptaki i pszczoły, znaczenie „nie znaczy nie” i śmierć.

Nie różnię się od żadnej z tych kobiet. Ciągle zadaję sobie pytanie „Co zrobiłaby moja mama?” kiedy pojawiają się takie sytuacje i pytania. Jedyną różnicą jest to, co się dzieje, kiedy odpowiem na to pytanie: robię odwrotnie.

Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by nie tylko uniknąć naśladowania sposobu, w jaki wychowywała mnie mama, ale w przenośni biec w innym kierunku. Moje środowisko domowe w dzieciństwie było kulturą strachu – nasze drewniane podłogi równie dobrze mogły być pokryte skorupkami jaj. Na moich ramionach był ciągły i ciężki koc samotności. Podczas gdy słowa „kocham cię” były często wypowiadane, przypomnienia, że ​​był to tylko pusty frazes lub oparte na warunkach, które najwyraźniej rzadko były spełnione, były stałe. Moja mama mówiła mi, że „kocham cię, bo cię urodziłam, ale to nie znaczy, że muszę cię lubić”, kiedy byłem jeszcze w szkole podstawowej, a mój ojciec poinformował mnie w okolicach czternastych urodzin, że „ja kocham twoją matkę bardziej niż ciebie – wybrałem ją, po prostu przyszedłeś. “

Kiedy byłam w takim wieku, w jakim są teraz moje dzieci, siadałam sama w swoim pokoju przez wiele godzin, bez żadnego wyjaśnienia poza tym, że powiedziała mi, że „nie może już mnie znieść”. Kiedy kilka lat później wracałam do domu ze szkoły z sercem lub ego posiniaczonym po kłótni z przyjaciółką, zamiast pocieszać mnie, jej pierwsze pytanie zawsze brzmiało: „Cóż, co zrobiłeś źle?” Kiedy musiałem nie wychodzić ze szkoły w domu, gdy miałem gorączkę lub gardło wywołane przez paciorkowce, zawsze było dla mnie jasne, jak ogromna to dla niej niedogodność i ponownie zostałem przeniesiony do swojego pokoju. Nie pozwolono mi oglądać filmów ani telewizji, ponieważ, jak to ujęła: „Jeśli jesteś zbyt chory, żeby chodzić do szkoły, to jesteś zbyt chory, żeby oglądać telewizję”.

A ja jej uwierzyłem. Wierzyłem, że to moja wina, że ​​mnie nie lubi i że to dobrze, że mój ojciec powiedział mi, że kocha ją bardziej. Uważałem, że jestem „złą dziewczyną” i niewygodą, i musiałem zrobić coś złego, żeby przyjaciel mnie unikał. Wierzyłem w to wszystko, ponieważ nie wiedziałem nic lepszego. Ponieważ matkom leży na sercu Twoje dobro i wiedzą, co jest dobre, a co najlepsze dla Ciebie… prawda?

Ale to nie oznacza, że ​​nigdy nie nauczyłem się od niej niczego o rodzicielstwie. Wręcz przeciwnie, nauczyła mnie więcej, niż mogłem się spodziewać.

Nauczyła mnie, jak ważne jest mówienie „kocham cię” i rozumienie tego. Nie tylko pod koniec rozmowy telefonicznej czy towarzyszenie pocałunkowi na przystanku autobusowym czy przed snem; ale zawsze – i bez zobowiązań. Nie tylko ciągle mówię swoim dzieciom, że je kocham, kiedy robią coś głupiego, cudownego lub idealnie „je”, ale okresowo je wzmacniam i przypominam, że bez względu na to, co robią – i nawet jeśli chwilowo się na nie wściekam, powiedzmy, opróżniając pojemnik z niegotowanym ryżem na podłodze w kuchni, zawsze będę je kochać i że nie ma absolutnie nic, co mogliby zrobić, abym przestał ich kochać.

Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby zastąpić koc samotności, który nałożyłem na moje ramiona, peleryną superbohaterów na ich ramionach. Myślę, że w wieku czterech i pięciu lat dzieci powinny mieć poczucie niezwyciężenia, niekończących się możliwości świata, a nie przeszkód. Myślę, że w ich wieku powinni wiedzieć, że zawsze będą wyciągnięte w ich kierunku ręce – aby je złapać, przytulić, aby czuły się bezpiecznie, gdy budzą się ze złego snu.

Zamiast blokować dostęp moim dzieciom, staram się, aby ta linia komunikacji była stale otwarta. Z ciekawością, ale bez osądów, pytam córkę o trudny dzień w szkole, więc może szczerze powiedzieć, jak się czuje i dlaczego zrobiła coś bez obawy przed karą. Wspólnie wymyślamy rozwiązania, które pozwolą jej dokonywać lepszych wyborów lub inaczej radzić sobie w przyszłości.

I nie było łatwo przejść tę rodzicielską podróż bez mojej mamy. Często zdarzają mi się chwile i dni, w których zwracam się do męża i mówię: „Chcę mieć mamę. Po prostu nie moja mama ”. Ale tak jak zwięźle ujął to mój ojciec ponad dwadzieścia lat temu, nie możemy wybierać, kim są nasi krewni. Możemy tylko spojrzeć na ich mocne i słabe strony i zdecydować się wziąć to, co chcemy, a zostawić to, czego nie mamy. Z obu są cenne lekcje.

Być może największą lekcją, jakiej się uczę, jest to, że najważniejszym pytaniem, które muszę sobie zadać, jest „WWID”?

Co ja bym zrobił?