
Gdybyś poprosił osoby wtajemniczone o opisanie mnie, lista byłaby przeładowana synonimami słowa „efektywny”. Lubię myśleć, że tu i ówdzie pojawi się „sprytny” lub „dowcipny”, może „przemyślany” lub „wnikliwy”, ale prawie na pewno nie znalazłbyś słowa „sentymentalny”. Jednak nawet ja jestem od czasu do czasu smutny, zwłaszcza jeśli chodzi o moje dzieci.
Nie zawsze to zwykłe schmaltz wyzwala chwile mojej ckliwej mamy – utrata przedniego zęba i następujący po tym uśmiech z zębatej latarni lub pierwszy raz, gdy ktoś „zapomina” przytulić mnie przy szkolnej bramie. Te rzeczy ściskają moje mięśnie serca, ale spodziewałbym się tego. To małe chwile, które wpadają w jakąś kałużę nostalgicznych pozostałości, zaskakują mnie.
Tak właśnie stało się któregoś dnia, kiedy odkurzałem regał w sypialni, którą dzielą moi chłopcy. Otóż, to prawda, że w ciągu kilku tygodni powoli pozbywałem się rzeczy dla dzieci i książek z tablicami. Żeglując przez prawie rok (lub 5) podarowałem lub podarowałem wiele, wiele książek, którymi moje dzieci nie interesowały się. Pozostała jednak nasza główna kolekcja: książki, które czytaliśmy w kółko, te ze stronami sklejonymi taśmą klejącą, te z pękniętymi i połamanymi grzbietami i brakującymi zszywkami. Książki, które kochaliśmy i dobrze kochaliśmy.
Stojąc tam, zdałem sobie sprawę, że te białe półki na książki zawierają historię dziesięciu lat snu. Zawierają w opowieściach i słowach mapę skarbów dzieciństwa moich chłopców. Przesuwając miotełką z piór po rzędach książek, z nagłym bólem zagubienia przyznałem, że minęło dużo czasu, odkąd większość z nich przeczytaliśmy.
Na tej półce jest wiele wspomnień o przytulaniu i przytulaniu. Są noce, w których zaspane oczy trzepoczą i zamykają się, zanim dotarłem do zakończenia schowanego między okładkami książek. Ten regał zawiera więcej niż tylko książki, zawiera wspólne doświadczenia połączone na stronie i w słowie, atramentem i ilustracjami. Jak mam myśleć o wybieraniu i wybieraniu, które z nich zapisać, a które zapakować w pudełka i przekazać komuś innemu?
„W wielkim zielonym pokoju był telefon i czerwony balon”. W tym pokoju „na krzesłach siedziały trzy małe misie”. Zatrzymywaliśmy się, żeby policzyć je każdej nocy 1-2-3, wskazując palcem na kartkę. Ile nocy siedziałem z pucołowatym chłopcem przytulonym do kolan, z miękką, puszystą głową wciśniętą w łuk podbródka i czytałem te wersety?
Były „dwa małe kocięta i para rękawiczek”. Te małe ciała wiły się i wiły, przytulając się niemożliwie blisko. Wszystkie książki o samochodach i ciężarówkach i innych rzeczach, małych silnikach i silnikach do czołgów, odważnych silnikach i nie tylko. Ile podróży odbył „Wielki, duży, mały czerwony pociąg”, dostarczając moim chłopcom słodki sen malucha?
„I mały domek z zabawkami i młoda mysz”. Czasami czytaliśmy razem na sofie, a czasem razem w dużym łóżku. Owinięci w kołdry i otuleni poduszkami, podziwialiśmy męstwo małego ślimaka na ogonie wielkiego, szaro-niebieskiego humbaka i pisnęliśmy „nie, nie, NIE! To mój tata!” na końcu „Monkey Puzzle”. Z panią Frizzle odbyliśmy dziesiątki podróży przez środek Ziemi i razem z Thomasem i Percym ścigaliśmy konstelację pełną spadających gwiazd.
„I grzebień, szczotka i miska pełna papki”. Chichotaliśmy nad Jackiem, Kackiem, Lackiem, Mackiem, Nackiem, Oackiem, Paczką i Kwakiem, którzy wbiegali do Boston Common i oficer Mike, który ich machał. Zgubiliśmy się w ulubionej książce Charliego Cooka i zrobiliśmy miejsce na naszych miotłach. Ryknęliśmy strasznym rykiem, przewróciliśmy okropnymi oczami i zgrzytaliśmy okropnymi zębami schowanymi w kocach w słabym blasku lampek nocnych.
„Zegary na dobranoc i skarpetki na dobranoc”. Jeśli potknę palcami o ukochane kolce, mogę prześledzić, gdzie zaczęły się rozchodzić wasze młode gusta. Są książki o flagach, tornadach i wulkanach, które lubił mój starszy syn, a także o Bearenstain Bears i Magic Tree House dla młodszych. Ku mojemu wiecznemu rozczarowaniu żaden z moich chłopców nie był fanem doktora Suessa. „Wypróbuj je, a możesz!” Powiedziałbym, ale nie lubili tych rymujących się historii w pudełku, w pociągu czy na deszczu. Ale och, jak bardzo kochaliśmy wyczyny tego bezczelnego szarego gołębia i śmialiśmy się, gdy Leonardo wystraszył Sama sałatkę z tuńczyka. „Aggle, Flaggle, Klabble!” stał się częścią naszego rodzinnego leksykonu.
– I dobranoc staruszce, szepcząc „cicho”. Prochowiec mija Charliego, Fabrykę Czekolady i Harry’ego Pottera, książki, które wciąż czekają na mojego młodszego syna, książki, w których może się zgubić, chociaż prawdopodobnie zdecyduje się przeczytaj je samodzielnie, tak jak zrobił to jego brat. Istnieją historie Percy’ego Jacksona i seria Wimpy Kid. Te książki mają oczywiście swoje znaczenie, ale to nie to samo. Słowa zostaną sobie odczytane, głosy, które usłyszą, będą ich własnymi, a nie moimi.
„Gwiazdy na dobranoc, powietrze na dobranoc, wszędzie odgłosy dobranoc”. Te książki. Sprawiają, że jestem długi, tylko trochę, dla tych pysznych, masywnych ciał, tych miękkich dłoni i jedwabistych włosów. Mleczny oddech i mydlana skóra. Sprawiają, że tęsknię za tymi wciąż małymi brzuszkami malucha, pełnymi i zaokrąglonymi oraz słodkim potem dziecięcych marzeń.
Wybacz mi wtedy tylko chwilę, abym opłakiwał koniec tych nocy, tych wszystkich nocy, w które płynęliśmy w dni i poza nimi oraz przez rok (lub 10). Powieki w te noce dryfowały powoli, powoli, powoli, po czym opadały do snu, kiedy w końcu szeptałem, jak ojciec Królik: „Kocham cię aż do księżyca. I z powrotem.”
Powiem ci sekret, jeśli obiecasz, że nie powiesz. Nadal szepczę to czasami do ich śpiących ciał, zagubionych w ich rozchwianych zębach, snach o okresie dojrzewania.