Macierzyństwo jako dziecko rozwodu

rzeźby / Shutterstockrzeźby / Shutterstock

Moi rodzice rozstali się, gdy miałam 5 lat. Potem przez kilka następnych lat przeprowadzano się po całym kraju, zmieniał szkołę milion razy, moi rodzice znów byli razem, znowu zerwali i wreszcie się rozwodzili.

Kiedy miałam 8 lat, mój tata ożenił się ponownie. Od tamtej pory zawsze był zaangażowany w nasze życie, ale myślę, że zostałem wychowany przez samotną matkę – zwłaszcza gdy moja mama przeprowadziła się z powrotem do innego kraju, a tatę widywałem tylko podczas wakacji i przerw w szkole.

Moi rodzice byli dobrymi ludźmi i zawsze czułam się kochana, ale moje dzieciństwo było pełne zgiełku, strachu i niekończących się zawiedzionych nadziei. Ostatecznie uważam, że rozwód był najlepszym wyborem dla moich rodziców (podobnie jak w przypadku wielu par), ale nie mogę zaprzeczyć, że mój obraz małżeństwa i rodziny zawsze będzie skażony złamaniem mojego dzieciństwa.

Jestem wdzięczna za małżeństwo, które jest zupełnie inne niż małżeństwo moich rodziców. Mój mąż i ja jesteśmy ukochanymi licealistami i jesteśmy razem od 22 lat, żonaci od 14 lat. Poza jakąś nieprzewidzianą katastrofą nie widzę, żeby nasze małżeństwo dobiegło końca – nie w najbliższym czasie, nigdy. Mamy dwóch pięknych synów, na których skupiamy się każdy nasz oddech i bicie serca, i dobrze razem wychowujemy dzieci.

Wiem o tym wszystkim i wierzę w to. Jednak zawsze jest część mnie, która wierzy, że wszystko się zawali, tak jak to było, gdy byłem dzieckiem. To całkowicie irracjonalne, ale jest we mnie, jak swędzenie, którego nie da się zadrapać, rana, która się nie zagoi. Można by pomyśleć, że po tych wszystkich latach tak będzie, ale nie jestem pewien, czy życie jest takie proste i jasne.

Przez większość czasu jestem normalną żoną i matką. Macierzyństwo jest trudne – tego należy się spodziewać – ale czasami coś mnie uruchamia i przekształcam się w dziecko, którym kiedyś byłem, a cały zawód miłosny, który nosiłem w sobie, nagle się wylewa. Czuję to rano, kiedy muszę przygotowywać synów do szkoły. Mojego męża nie ma z domu, zanim się obudzimy, a ciemność poranka i długi dzień, który nadchodzi, otaczają mnie chmurą zagłady. Nikt mnie nie słucha. Boli mnie głowa z powodu braku snu. Obawiam się, że moje dziecko spóźni się do szkoły jeszcze raz, a będę wyglądać jak najgorsza matka na świecie.

Zamykam drzwi do łazienki i słyszę wrzaski moich synów. Siadam na toalecie i myślę: „Jestem zupełnie sam. Robię wszystko dla każdego. Nikogo nie obchodze.” Czuję się bezradna, kiedy nie zakładają butów, kiedy mój syn narzeka, że ​​jego plecak jest za ciężki i że on nie będzie iść do szkoły, kiedy zegar odlicza minuty, aż się spóźnimy. Wtedy jestem własną matką, z całym światem na ramionach, nikogo, kto jej pomoże. Nie mogę tego wszystkiego trzymać razem. Nie mogę już tego robić.

Kiedy mój mąż wraca do domu, walczymy o najbardziej przyziemne rzeczy na ziemi. Tego ranka zapomniał wynieść śmieci. Mówię mu, że nigdy nic nie pamięta. Mówi, że nie słucham jego słowa. Walki toczą się w kółko i pętlach, oskarżenia lecą w powietrzu.

Ale zamiast skupiać się na szczegółach naszej walki i jak ją uspokoić i zakończyć, zaczynam się zastanawiać, czy to oznacza początek końca. A jeśli nasze małżeństwo nie jest tak stabilne, jak myślałem? Czy oszukiwałem siebie? Zaczynam wyobrażać sobie naszą przyszłość jako rozwiedzionej rodziny. Zaczynam wierzyć, że to się stanie.

Kiedy jesteś dzieckiem rozwodu, małe rzeczy martwią cię bardziej niż powinny. Poczucie samotności i bezradności zostaje wyolbrzymione. Istnieje poczucie, że dobroć, którą otrzymałeś w tym życiu – cokolwiek to jest – zawsze zostanie wyciągnięte spod ciebie.

Z biegiem lat nauczyłem się widzieć, kiedy to robię, kiedy żyję przeszłością, a nie teraźniejszością. Każdego dnia coraz głębiej wchodzę w dorosłość. Ufam swojej roli w mojej dorosłej rodzinie i widzę, że jest ona całkowicie oddzielona od mojej rodziny z dzieciństwa. Każdy dzień to nowa szansa, aby zacząć od nowa i być wdzięcznym za wszystko, co mam, aby się w to zanurzyć, mieć wiarę.

Ale moje dzieciństwo zawsze będzie gdzieś w moim sercu. Wszystko, co mogę zrobić, to uznać ten fakt i zrobić co w mojej mocy, aby odpuścić. Coraz bardziej opiekowałem się tą małą dziewczynką o złamanym sercu, którą kiedyś byłem, matkując ją tak, jak mam własne dzieci. Pokazuję jej, że w życiu jest coś więcej niż to, co wydarzyło się w dzieciństwie. Są drugie szanse i więcej bogactw, niż może sobie wyobrazić.