
To nie zapowiadało się na dobry dzień.
Początkowo wyglądało to obiecująco: 4 października 2012 był piątek, początek weekendu Dnia Kolumba, a mój mąż miał pół dnia, więc planowaliśmy wyjść na lunch i załatwić kilka spraw. Miałem zaplanowany kwartalny tomograf komputerowy na następny wtorek rano, a centrum obrazowania zadzwoniło do mnie tego czwartkowego popołudnia, aby zadawać mi regularne serie pytań:
“Ile ważysz?”
„Czy jesteś uczulony na lateks lub roztwór kontrastowy?”
„Czy masz jakieś problemy z podłączeniem IV?”
„Jaka była data Twojego ostatniego miesiączki?”
Co do tego ostatniego, cóż. Nie miałam miesiączki od kilku miesięcy, chociaż wiedziałam, że nie ma szans, żebym mogła zajść w ciążę. Mój mąż i ja próbowaliśmy przez trzy lata. Konsultowaliśmy się ze specjalistami od płodności. Wziąłem Clomida. Przeszedłem sześć rund IUI, trzy rundy in vitro i wszelkiego rodzaju zastrzyki hormonalne i suplementy, wszystko bez skutku. A potem, na początku 2010 roku, zdiagnozowano u mnie rzadką postać raka i przeszedłem inwazyjne operacje oraz hojne dawki promieniowania i chemioterapii. Biorąc pod uwagę moje niespokojne ostatnio cykle, przeszłam kilka testów i powiedziano mi, że jestem w trakcie okołomenopauzalnego. Nie był to dla mnie szok, nawet gdybym miał tylko 41 lat.
Tak więc, nic dziwnego, zawahałem się przy tym ostatnim pytaniu. A potem osoba z centrum obrazowania poinformowała mnie, że będę musiała zrobić badanie krwi w gabinecie lekarskim, aby wykluczyć ciążę.
Byłem co najmniej zirytowany. Miałam nadzieję, że spędzę miłe popołudnie z mężem, a zamiast tego musiałam poświęcić je na wykonanie testu ciążowego. A ponieważ mój tomograf komputerowy był zaplanowany jako pierwszy we wtorek rano po wakacjach w Dniu Kolumba, musiałem upewnić się, że moje piątkowe popołudnie zostało przetworzone w pośpiechu, a wyniki zostały przesłane faksem do centrum obrazowania do końca dnia. Po teście wyszliśmy z mężem na lunch i załatwiliśmy sprawy zgodnie z planem, ale cały czas miałam telefon. Byłem w stałym kontakcie z pielęgniarką imieniem Bonnie, która handlowała krwią i późniejszą dokumentacją w moim gabinecie. Co za kłopot, pomyślałem. Co za strata czasu.
Tak więc, po południu 4 października 2012 r., Wędrowałem po przejściach Holu Hobby ze wszystkich miejsc. (W tamtym czasie nie wiedziałam nic o sklepie ani o ich postawie wobec zdrowia kobiet, chociaż teraz jestem bardziej niż świadoma tego wszystkiego, łącznie z ironią). Właśnie otworzyli się blisko mnie i byłam szukam włóczki na szalik, który planowałam szydełkować dla mamy na Święta Bożego Narodzenia. Mój mąż szukał papieru z naklejkami do modelu samochodu, który budował, więc był gdzie indziej w sklepie. Kiedy w końcu zadzwonił mój telefon, odetchnąłem z ulgą, ponieważ Bonnie zapewniła mnie, że zadzwoni, by potwierdzić, że wyniki są dostępne i są przesyłane faksem. Wreszcie ta cała głupia sytuacja miała się wydarzyć nad.
– Hej, Bonnie – powiedziałem, próbując trzymać telefon przy uchu, jednocześnie wykręcając naręczą włóczki.
– Hellooooo, Kara – zaintonowała Bonnie. Śmiałem się. Wiedziałem, że oboje cieszymy się, że zbliżamy się do końca.
„Dziękuję bardzo za skontaktowanie się ze mną” – powiedziałem. – I za bieganie po mnie przez całe popołudnie.
– W porządku – powiedziała, jej głos wciąż był pełen energii. „Czy siedzisz?”
Kiedy wypowiedziała te słowa, po prostu wiedziałem. W tej chwili nie mogę w pełni opisać mojej fizjologicznej reakcji. To było skrzyżowanie między zatrzymaniem serca, skurczem żołądka i omdleniem.
– Nie, Bonnie – udało mi się. „Stoję w Hobby Lobby z naręczem włóczki”.
„Cóż… mamy twoje wyniki… a jesteś w ciąży po ponad pięciu tygodniach!”
Nigdy nie myślałem, że usłyszę te słowa. Chociaż wiedziałem, że to się dzieje, wiedziałem też, że to nie ma sensu.
„Musi być jakiś błąd. Jesteś pewny?” Zapytałam.
„Jesteśmy pewni!” powiedziała ze śmiechem.
Wydaje mi się, że pytałem Bonnie na kilka różnych sposobów, jak to się mogło stać. Pozostała cierpliwa dla mnie przez to wszystko, błogosław jej serce. W końcu powiedziała: „Gratulacje! Idź, powiedz swojemu mężowi! ”
„OK…” powiedziałem. A potem, z ramionami wciąż obejmującymi wszystkie te motki, zacząłem wędrować po przejściach, szukając Scotta. Jeśli nie byłeś w lobby hobby – i mam nadzieję, że nie, nawet jeśli mają przyzwoity wybór włóczek – jest to po prostu labirynt, zwłaszcza gdy jesteś w całkowitym szoku. Na szczęście Bonnie została ze mną na linii, dopóki nie znalazłem mojego męża, który nadal rozważał papier z naklejkami.
„SCOTT!” Krzyknęłam, natychmiast przyciągając jego uwagę. Powie mi później, że mój ton głosu i wyraz mojej twarzy wywołały u niego panikę, ponieważ zakładał, że zrobił coś złego. Au contraire, mon cher.
Położyłem dłoń na jego klatce piersiowej – częściowo po to, by się z nim połączyć, częściowo po to, żeby się ustabilizować – kiedy przekazałem wiadomość. Mrugał wiele razy, gdy to wszystko ogarnął, a potem jego oczy zaszły łzami, gdy mnie przytulił.
Resztę popołudnia spędziliśmy zajęci gorączką. (Udało mi się zatrzymać i kupić włóczkę, pierwszy i ostatni raz, kiedy Hobby Lobby dostanie moje pieniądze.) Bonnie wcisnęła mnie na USG w szpitalu w Providence i zanim się zorientowaliśmy, patrzyliśmy na nasze nienarodzone dziecko, w tym momencie niewiele większe niż plamka. Ale okazało się, że jestem w ciąży ponad pięć tygodni. Byłam bliżej sześciu tygodni, co oznaczało, że mogliśmy nie tylko zobaczyć dziecko – 4 października 2012 roku mój mąż i ja po raz pierwszy mogliśmy usłyszeć bicie jego serca.
Gdybyś mi powiedział tego ranka, jak skończy się mój dzień, roześmiałbym się ci prosto w twarz. Ale oto byłem, słysząc ten mały natarczywy dzwonek życia rozbrzmiewający w moim ciele, tym samym ciele, w którym złośliwość została odkryta i usunięta i leczona zaledwie dwa lata wcześniej. To mnie rozwaliło. Nadal tak jest.
„Mamy dziecko”, przypominaliśmy sobie z mężem, przechodząc przez pozostałą część tego dnia i wiele innych przed nim, we mgle szoku, zagubienia i radości. “Mamy dziecko.”