Nic Cię nie złamie (ani nie przywróci) jak macierzyństwo

Macierzyństwo cię złamie
Samantha

Mam jednego te tygodni. Wydaje się, że nic nie działa tak, jak powinno, nic się nie dzieje, piętrzą się nieplanowane wydatki (jak mój maluch wylewa kawę na klawiaturę mojego roboczego laptopa, a także łamie ząb), a całe moje gospodarstwo domowe jest zatkane, kaszle i marudny przez ponad tydzień. Wiem, że nie ma to nic zbyt monumentalnego ani wstrząsającego, ale wystarczy, by wyczerpać wszystkie moje nerwy i pozostawić przytłoczony.

Pominąłem szczegóły, ale zdecydowałem się skontaktować na Facebooku: „W tym tygodniu jeżdżę autobusem ratunkowym, a jest dopiero wtorek. Dałem do zrozumienia, że ​​nie szukam rady, tylko solidarności. Wiedziałem, że nie jestem sam i wiem, że czasami świadomość, że inni ludzie jadą z tobą autobusem, sprawia, że ​​wszyscy czują się trochę mniej odizolowani w swoich kłopotach, niezależnie od tego, jak trywialne mogą być.

Nie poprzedziłam tego ani nie dodałam przypisu o „ale kocham moje dzieci!” ponieważ oczywiście kocham moje dzieci. Gówniany tydzień, szukanie wsparcia lub otwarcie na bieżącą walkę w naszym życiu nie oznacza, że ​​mniej kochamy nasze dzieci. Nie oznacza to, że mniej ich cenimy. To nie znaczy, że nie kochamy ich tak bardzo, że czujemy się jak słoń siedzi na naszej piersi i nie możemy, kurwa, oddychać, ponieważ nasza miłość do nich jest tak pochłaniająca. To po prostu oznacza, co to znaczy – mamy wolny dzień, tydzień, miesiąc, to gówno uderzyło przysłowiowego fana i musimy mu współczuć.

Bo o to właśnie chodzi w macierzyństwie: czasami gówno uderza w fanów. To jest gwarancja.

Czasami wszystkie małe rzeczy gromadzą się i osiągasz punkt krytyczny i czujesz, że balansujesz na krawędzi uzasadnionego załamania nerwowego.

Czasami coś zupełnie poza rodzicielstwem wstrząsa Twoim światem, wtedy maluch robi sobie krzywdę, wskakując do sterty prania, podczas gdy ty dosłownie suszysz klawiaturę nasączoną kawą suszarką, podczas gdy dziecko przylega do Twojej nogi, ponieważ 7-latka właśnie ogłosiła, że ​​„nie czuje się tak dobrze”.

I…

Mniej więcej wtedy, gdy trzasnąłem suszarkę do włosów, rozejrzałem się po mojej katastrofie w kuchni i krzyknąłem na nikogo, ale także na wszystkich: „Po prostu nie mogę tego teraz, kurwa, zrobić!”

A prawda jest taka, że ​​nie mogłem tego zrobić dobrze. Nie mógłbym być wielozadaniową supermamą, którą ludzie uwielbiają wyczarowywać obrazy w swoich umysłach. Czasami potrafię prawie dostać się tam, ale dzisiaj nie było tego dnia. Nie mogłam pocieszyć płaczącego malucha, karmiąc dziecko, oceniając objawy mojej córki i modląc się do bogów powyżej, aby mój laptop w cudowny sposób powrócił.

Nie mogłem jednak zadzwonić, więc przeprowadziłem fachową selekcję. Ponieważ to właśnie robimy jako mamy; Idziemy dalej, nawet gdy jesteśmy na końcu naszej liny. Nawet jeśli „nie możemy, kurwa, tego zrobić”, wciąż to robimy. Podniosłem dziecko i po huku pobiegłem do malucha. Był w porządku, z wyjątkiem nowego błyszczyka na prawym oku i potrzebował tylko trochę mrożonego groszku i dużego uścisku. Potem położyłem najstarszego do łóżka zimnym napojem i stosem książek z obrazkami. Potem złapałem dziecko na piersi i zapłakałem, no cóż, jak niemowlę.

Skończyłam.

Tak zrobione.

Gotowe.

I wtedy…

Później tej nocy omawiałem plany na następny dzień z małżonkiem (i moją potrzebą chwili wytchnienia), kiedy oboje zatrzymaliśmy się, gdy usłyszeliśmy plaskanie, klapsa, tupot małych stópek po drewnianej podłodze. Uśmiechnęliśmy się, bo wiedzieliśmy, że wkrótce nasza „malutka muffinka” – niemowlę – będzie wychodzić zza rogu na jego chwiejnych udkach kurczaka.

I rzeczywiście, tam był. Natychmiastowy uśmiech, ramiona wzniesione w powietrze, gdy szedł w moją stronę. Oddech łapie mi w gardle, bo zdaję sobie sprawę, że to może być ostatni raz, kiedy ktoś tak malutki klapsa klapsa swoje pulchne małe stopy w naszym korytarzu. To mój ulubiony dźwięk na całym świecie i czuję, że słoń znowu siedzi na mojej piersi, ponieważ moje serce jest tak przepełnione miłością do tej niesamowitej małej osoby, że jestem przekonany, że musiałem być absolutnym świętym w jakimś poprzednim życiu. zasługuje na to.

Topnienie, które miałem kilka godzin wcześniej, wydaje się mgliste, odległe, gdy podnoszę go, a on wtula swoją małą główkę w zgięcie mojej szyi.

Cholera, macierzyństwo. Rozwalasz mnie na drobne kawałki, a potem odnawiasz. Włożyłeś mnie z powrotem do kupy. Dobry jak nowy.

Każdy. Pojedynczy. Czas.

Z przyjemnością wymienię przesiąknięty kawą laptop. Chętnie poradzę sobie z kolejnymi dniami przywiązanych dzieci, które jednocześnie płaczą o moją uwagę, kiedy już nie mam rozumu.

Ponieważ to właśnie robią mamy. Zbieramy się. Przebijamy się. Załamujemy się i odbudowujemy się. Pozwalamy, aby miłość i uwielbienie naszych dzieci podsycały nasz ogień. Pozwalamy, aby ta miłość przywróciła nas do życia. Budzimy się jutro i robimy to ponownie.

Ponieważ przez ten korytarz schodzą małe, policzkujące, uderzające stopki i dyżurny.