Tego nauczyłem się po prawie utracie córki

Tego nauczyłem się po prawie utracie córki
Lauren Lodder

“Mama! Mama!” Moja roczna córka rozpłakała się nad elektroniczną nianią.

„Już idę” – odpowiedziałem, kładąc świeżą kawę na stole.

Podszedłem do drzwi jej sypialni, a słowa „Dzień dobry!” na moich ustach. Ale kiedy wszedłem do jej pokoju, zauważyłem, że nie wstała, jak zwykle, czekając na powitanie mnie z wyciągniętymi ramionami. Zamiast tego siedziała, częściowo schowana za barierką swojego łóżeczka.

I wtedy ją zobaczyłem.

Moja córka siedziała nieruchomo na łóżku, przykryta grubym kocem krwi. Strumień wypłynął z jej nosa na piżamę i skórę. Spiekł jej blond włosy, sprawiając, że wydawały się czarne i zlepione. Kiedy sięgnąłem po nią, jej głowa opadła na bok jak szmaciana lalka.

„Coś jest nie tak z dzieckiem!” Krzyczałam do męża, który spał w sąsiednim pokoju.

Chwilę później wpadł spanikowany do pokoju dziecinnego. Wyraz przerażenia na jego twarzy, kiedy zobaczył, że jest lustrzanym odbiciem mojego. Odchylił jej głowę do tyłu i uszczypnął grzbiet jej nosa, próbując zahamować przepływ krwi, ale ona nadal wypływała z jej nozdrzy, nie słabnąc.

„Musimy zabrać ją na ostry dyżur” – nalegał mój mąż, otaczając ją ochronnie nasączonym krwią kocem naszej córki.

Wziąłem głęboki oddech i skinąłem głową, idąc za nim do samochodu. Przez koszulę czułem, jak jej serce bije w moim ciele, dudnienie, które wypełniło ciszę przez całą drogę do szpitala.

Po przyjeździe zaprowadzono nas do prywatnego pokoju, gdzie czekaliśmy na lekarza prowadzącego. Przybył chwilę później ze swoim asystentem, oboje wyglądali na wyraźnie wstrząśnięci pojawieniem się naszej córki. Każda część jej ciała – i moje – była skąpana w różnych odcieniach czerwieni. Po krótkim badaniu powiedziano nam, że potrzebuje natychmiastowego przeniesienia do Texas Children’s Hospital.

W karetce przeskanowałam długość ciała mojej córki z zadyszką i niepokojem, próbując się upewnić, że jej klatka piersiowa unosi się i opada. Ścisnąłem jej obojętną dłoń w swojej i powiedziałem jej, jak bardzo się boję.

A potem nagle jej ciało się podniosło iz ust wypłynęła potok krwawych wymiocin. Czułem się, jakby milion malutkich, niewidzialnych nitek naraz owinęło się ciasno wokół mojego gardła, wyciągając powietrze z płuc. Nie mogłem myśleć. Nie mogłem się ruszyć. Mogłem wydawać tylko jeden nieziemski krzyk po drugim.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, 30 minut późniejotoczyły ją dziesiątki mężczyzn i kobiet ubranych w białe fartuchy laboratoryjne, podłączając ją do medycznych maszyn i rur. Kakofonia wysokich głosów rykoszetowała po pokoju.

Mój mąż i ja stanęliśmy z boku, przerażeni i oniemiali, pragnąc, żeby pozostała silna.

„Hello, Sir / Ma’am?” – powiedziała kobieta, zaskakując nas. “Proszę chodź ze mną.”

Po cichu poszliśmy za nią na tyły OIOM-u.

Lauren Lodder

Lekarze z Texas Children odkryli, że liczba płytek krwi u naszej córki była niebezpiecznie niska. Patrząc z perspektywy, normalna liczba płytek krwi u dziecka wynosi od 150 000 do 300 000. Jednak liczba płytek krwi u naszej córki wynosiła 3000. Jest to oczywiście problematyczne, ponieważ im niższa liczba płytek krwi, tym większe jest ryzyko krwotoku, ponieważ jego krew nie jest w stanie normalnie krzepnąć.

Kiedy u naszej córki pojawiło się krwawienie z nosa, płytki krwi powinny się skleić, tworząc rodzaj uszczelnienia na ranie. Ale tak się nie stało. W rezultacie doznała znacznej utraty krwi, wystąpiła anemia i wymagała transfuzji krwi. Nasza córka – która jeszcze wczoraj wydawała się być całkowicie zdrowa – miała teraz założoną linię IV do żyły, aby krew dawcy mogła uratować jej życie.

W ciągu następnych kilku godzin lekarze różnych specjalności odwiedzali naszą salę szpitalną, sprawdzając stan zdrowia córki i upewniając nas, że wszystko w porządku. Użyli takich słów jak białaczka i trombocytopenia (ITP) i powiedzieli nam, że potrzeba więcej testów, zanim uzyskają odpowiedzi.

“Co się teraz dzieje?” Pytałem naszego lekarza co kilka minut.

„Wkrótce będziemy mieli odpowiedzi”, odpowiadała.

Następnego ranka dowiedzieliśmy się, że nasza córka nie ma raka krwi, ale miała chorobę krwi zwaną idiopatyczną plamicą małopłytkową (ITP). Jej lekarz podejrzewał, że w którymś momencie poprzedniego miesiąca u naszej córki rozwinęła się infekcja wirusowa, a jej układ odpornościowy zareagował, atakując nie tylko wirusa, ale także płytki krwi.

Odpowiednie leczenie nazwano dożylną terapią infuzyjną immunoglobulin (IVIG). Terapia miała na celu ponowne uruchomienie jej układu odpornościowego, aby jej organizm przestał atakować siebie.

I dzięki Bogu, właśnie to zrobił. Dwadzieścia cztery godziny później jej płytki krwi wróciły do ​​normalnego poziomu 150 000, a 24 godziny później mogliśmy zabrać ją do domu.

Minął rok, odkąd nasza córka zachorowała na ITP. Nadal nie mamy pojęcia, co spowodowało jej stan. Ale oto, co wiemy: około 4 na 100 000 dzieci choruje na ITP rocznie; objawy obejmują wybroczyny i nadmierne siniaczenie do silnego krwawienia, a czasami śmierci. U większości dzieci nie jest to stan przewlekły. Na szczęście tak się nie stało dla naszej córki.

Nie oznacza to jednak, że nie miało to trwałego wpływu.

Pobyt w szpitalu naszej córki nauczył mnie, że straszne, nieoczekiwane tragedie mogą się zdarzyć w każdej chwili i każdemu, i nic nie mogę zrobić, aby temu zapobiec.

Ale w ciągu ostatniego roku nauczyłem się, że nie mogę żyć w ciągłym zmartwieniu. Nie mogę chodzić do lekarza za każdym razem, gdy u mojego dziecka pojawi się siniak, ponieważ obawiam się, że ITP powróciło. Nie mogę pozwolić, by emocjonalna trauma tego incydentu rzuciła mroczny cień na moje życie, a co ważniejsze, na jej życie. Nie, absolutnie nie.

Mogę jednak mniej skupić się na wszystkich okropnych rzeczach, które mogą się przydarzyć mojemu dziecku, i skierować swoją uwagę na wszystkie wspaniałe rzeczy, które przytrafiają się mojemu dziecku. Na przykład mogę świętować fakt, że mogłem zabrać ją do domu. Mogę być wdzięczny, że jest tu dzisiaj z powodu lekarzy, którzy pracowali przez całą dobę, aby utrzymać ją przy życiu.

To właśnie mogę zrobić i to właśnie robię.

Ponieważ bycie rodzicem oznacza odłożenie na bok własnego zmartwienia, strachu i bólu, abyś mógł być pocieszającą obecnością dla swojego dziecka.

Muszę wierzyć, ze względu na nas obu, że mojemu dziecku i mnie wszystko będzie dobrze.

Lauren Lodder