Żadnych gości, proszę: dlaczego chcieliśmy spędzać czas sam na sam z naszym noworodkiem

brak ciąży odwiedzających
wavebreakmedia / Shutterstock

Dawno temu, lata i lata, zanim pomyślałam o zajściu w ciążę, na pewno rozmawiałam z mamą o porodzie. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z niesławną historią o tym, jak mój tata zagroził, że uderzy położnika mojej mamy za narzekanie, że przegapi wakacje, ponieważ zdecydowałem się pojawić wcześniej, niż ktokolwiek się spodziewał. Pewnie podczas tej rozmowy pewnie zadawałem mamie pytania dotyczące jej porodów i pobytów w szpitalu. Prawdopodobnie nawet powiedziałem jej, że jeśli kiedykolwiek będę miał szansę mieć dziecko, to chcę, żeby była ze mną w pokoju.

Przewijamy do przodu wiele, wiele lat i całkowicie zmieniłem zdanie. Jedyną osobą, którą chciałem na sali porodowej był mój mąż. Tak naprawdę nie chciałem, żeby w szpitalu pojawiali się goście, a na pewno nie chciałem, aby po powrocie do domu witali nas tam inni krewni.

Mój mąż chodził ze mną na wszystkie moje wizyty u lekarza prenatalnego i byliśmy trochę zaskoczeni tym, jak zobaczyliśmy tam inne pary z czyimi rodzicami. Zawsze była jedna para, która miała małą świtę. Te pokoje USG są małe; Nie wiem, jak dopasowali tam cztery osoby (pięć, jeśli liczyć technikę ultradźwiękową).

Chyba w którymś momencie ciąży zdecydowałam, że kiedy urodzi się dziecko, będę tylko ja i mój mąż. Mieszkaliśmy niedaleko DC, a oboje nasi rodzice mieszkali na Florydzie, więc nie jest tak, że mogliśmy po prostu zadzwonić do nich, gdy zacząłem rodzić i poprosić ich o spotkanie w szpitalu. Nie przeszkadzało mi to.

Po 33 tygodniach doszedłem do przedwczesnego porodu. Nie skończyliśmy przedszkola. Nie mieliśmy jeszcze zainstalowanego i sprawdzonego fotelika samochodowego. Nasz dzieciak nawet nie miał imienia. Bałem się, że dzieciak przyjdzie wcześniej, ale pomyślałem, że przynajmniej jestem w szpitalu, a jeśli on przyjdzie, to przynajmniej będziemy w najlepszym miejscu.

Na szczęście dziecko zdecydowało się zostać tam, gdzie jego miejsce. Ale kiedy w końcu zostałam wypisana ze szpitala po 12 godzinach skurczów, dwóch workach płynów dożylnych i kilku lekach „uspokajających moją macicę”, poczułam się, jakbym przejechała ciężarówką Mack. Bolał każdy mięsień. Jedyne, co mogłem zrobić, to stanąć pod prysznicem i spłukać szpital ze mnie. Czułam się jak totalna gówno, a nie miałam nawet dziecka. Więc jak będę się czuł, kiedy dziecko zrobił przybyć?

Wiem, jaki jestem, kiedy zachoruję: zostaw mnie w spokoju. Nie zawracaj mi głowy. Nie musisz na mnie czekać, przynosić zupy ani kazać wypić moich płynów. Po prostu daj mi spać. Mogłam sobie wyobrazić, jak próbuję odzyskać siły po porodzie, a wokół krążą krewni o dobrych intencjach. Byłbym zirytowany i wściekły na każdego, kto próbowałby „pomóc”, ponieważ byłbym wyczerpany i emocjonalny.

Nasi rodzice zaproponowali, że będą pomagać w domu i robić dla nas inne rzeczy, gdy urodziło się dziecko. Wydawało mi się, że to dobry pomysł, ale nie chciałem, aby pierwsza wizyta naszych rodziców z wnukiem polegała na składaniu prania i zamiataniu podłóg. Zaproponowali, że wstaną z dzieckiem w środku nocy, ale ja planowałam karmić piersią, więc co dokładnie zamierzali zrobić?

Kiedy do tego doszło, coś sobie uświadomiłem. Przez całą ciążę byliśmy tylko ja i mój mąż, tysiąc mil od naszych rodziców. Na każdym spotkaniu, na każdym teście genetycznym, na wczesnym strachu porodowym, byliśmy tam dla siebie. Chcieliśmy to wszystko rozgryźć samodzielnie. Uzgodniliśmy już, że nasz syn będzie najprawdopodobniej naszym jedynym dzieckiem, więc chcieliśmy zabrać go do domu i spędzić razem pierwsze dni jako rodzina, tylko nasza trójka, bo prawdopodobnie nigdy nie będziemy mieli szansy zrobić to ponownie. Dlatego chcieliśmy robić rzeczy tak, jak chcieliśmy to robić.

Musiałem tylko powiedzieć to rodzicom. Nie sądzę, by byli zadowoleni z tej decyzji, ale uszanowali ją. Poprosiliśmy oboje rodziców, aby nie odwiedzali nas przed tygodniem lub dwoma w domu. Jestem pewien, że czekanie zabiło ich, ale cieszę się, że to zrobili.

Zaraz po urodzeniu mojego syna wiozono nas z sali porodowej na salę wybudzeń. Kiedy szliśmy przez poczekalnię porodową do wind, wokół czekała duża rodzina. Patrzyli na mnie z rodzajem zmęczonego głodu. Czekali tam na dziecko, kto wie, jak długo. Byłem wyczerpany i przytłoczony, i współczułem nowej mamie, która będzie musiała poradzić sobie z tym tłumem. Nie mogłem tego zrobić. Nie miałem energii. Chciałam tylko wrócić do pokoju z mężem i w spokoju podziwiać naszego syna. Oczywiście między rozmowami telefonicznymi a wysyłaniem SMS-ów i e-maili z dobrymi wiadomościami nie jestem pewien, ile mieliśmy spokoju, ale przynajmniej telefon można wyciszyć lub wyłączyć.

Nasze pierwsze tygodnie w domu były ciężkie. Miałem cesarskie cięcie i powrót do zdrowia był brutalny. Przez kilka pierwszych dni koczowaliśmy w salonie, więc nie musiałem wstawać i wstawać z łóżka ani wchodzić i schodzić po schodach. Jest też fakt, że mój mąż i ja mieliśmy bardzo małe doświadczenie z dziećmi. Ale tak jak chciałem, wszystko razem wymyśliliśmy. Wstawaliśmy razem na karmienie każdej nocy. Mój mąż zmienił pieluchy, a ja karmiłam piersią. Nasz syn miał niewytłumaczalne ataki płaczu i zgiełku, które uspokoiliśmy sami. Jakoś udało nam się regularnie jeść, brać prysznic i być całkiem wypoczętym. Zanim przyjechali nasi rodzice, zaczęliśmy już pracować nad rutyną i właściwie czuliśmy, że wiemy, co robimy.

I tak dobrze było zobaczyć wszystkich. Cudownie było zobaczyć, jak twarz mojego taty rozjaśnia się, gdy trzyma swojego pierwszego wnuka. Uwielbiałem oglądać moją teściową jej syn trzymaj jego syn. Ale tak się cieszę, że czekali. Bardzo się cieszę, że mieliśmy ten czas dla siebie. Nie chciałbym tego w żaden inny sposób.